Strony



piątek, 30 listopada 2012

Summer love cz. 11

Czasami Styles mnie przerażał! Wstałam od stołu i zaczęłam zbierać naczynia, po czym włożyłam je do zmywarki.
Ja: To jak, zawieziesz mnie teraz do cioci?
H: Ok, już jedziemy.
Wsiedliśmy do auta i po jakiś 10 minutach byliśmy już pod domem ciotuli.
H: Wejść z tobą czy sama pójdziesz?
Ja: Przecież nie będziesz czekać w samochodzie... Nie bój się, moja ciocia cię nie zje.
H: Tego nigdy nie można być pewnym. Tym bardziej, że nie wie o tym, że jesteśmy parą.
Ja: Ciocia jest spoko, może się zdziwić i być odrobinę zła, że spałam u chłopaka i praktycznie z... Harry, ale spokojnie.
H: Ty to umiesz pocieszać ludzi - stwierdził sarkastycznie.
Ja: Oj nie przesadzaj, chodź!
Wysiedliśmy i skierowaliśmy się do jej posiadłości. Chwyciłam Hazzę za rękę.
Ja: Będzie dobrze - posłałam mu promienny uśmiech.
Zadzwoniłam do drzwi, które po chwili otworzyła.
Ja: Witaj, ciociu - pocałowałam ją w policzek. - To jest Harry.
H: Dzień dobry  - przywitał się nieśmiale.
Ciocia kątem oka zauważyła, że trzymamy się za ręce. Nie chciałam tego przed nią ukrywać, wolałam, żeby dowiedziała się tego ode mnie, a nie od mediów.
C: Miło cię poznać, chłopcze. Wejdźcie do środka.
Posłusznie wykonaliśmy polecenie.
C: Harry, rozgość się, ja porwę na chwilkę [t.i] do kuchni.
O nie, teraz mi się dostanie. Ciocia zawsze udaje zluzowaną, ale jeśli chodzi o chłopców, jest naprawdę bardzo ostrożna i podejrzliwa.
C: Nie mówiłaś, że masz chłopaka?! - wyrzuciła z siebie głosem pełnym pretensji.
Ja: Przepraszam, że nic ci o nim nie wspomniałam... Zresztą nie było okazji. Poznałam go wczoraj, to kolega Nialla, od razu się w nim zakochałam... - Myślałam, że zaraz się popłaczę.
Rozumiem, to dziwne, ale jak miałam jej to inaczej wytłumaczyć? Kocham go, kocham i nic tego nie zmieni.
C: [t.i], dziecko. Nie mam nic przeciwko twojemu związkowi z Harrym, po prostu... Ile on ma lat?
Ja: 18.
C: Pragnę twojego szczęścia, więc proszę, nie daj się zranić.
Ja: Och, ciociu - westchnęłam, kiedy mnie przytuliła. - Ufam mu i obiecuję, nie dam się skrzywdzić.
C: Dobrze. Skoro ty mu ufasz, to ja też spróbuję.
Ja: Jesteś kochana.
Po tej niedługiej, choć pełnej uczuć konwersacji ulotniłam się z kuchni i udałam się do salonu.
Ja: Idę na górę po rzeczy - zakomunikowałam.
H: Mogę iść z tobą?
Ja: Jasne, głuptasie! - weszliśmy po schodach na kolejne piętro. Po wejściu do pokoju zamknęłam drzwi.
H: Mów co twoja ciocia o mnie sądzi, bo się strasznie stresuję...
Nigdy nie widziałam Harrego w takim stanie. Był blady, a ręce niemiłosiernie mu się trzęsły. Czyżby naprawdę się tym aż tak przejął? Zaczynam się o niego martwić.
Ja: Kochanie, wszystko w porządku? - zapytałam troskliwie.
H: Jasne, mów - uciął krótko.
Ja: Ok~! Martwi się o to, że jesteś starszy, masz większe doświadczenie i możesz mnie zranić.
Hazza podszedł do mnie i przytulił mocno do siebie. Bijące od niego ciepło dawało mi poczucie bezpieczeństwa.
H: Przecież wiesz, że bym czegoś takiego nigdy nie zrobił, bo cię kochałem, kocham i zawsze będę kochać - mówiąc to, spoglądał mi głęboko w oczy.
Łzy szczęścia zaczęły spływać po moich policzkach. Jaką ja jestem cholerną szczęściarą, że go mam! Chwyciłam jego dłoń i przyciągnęłam do mojej piersi.
Ja: Słyszysz? Bije tylko i wyłącznie dla ciebie - po tych słowach on także zmiękł.
Przetarłam delikatnie jego mokrą od płaczu twarz, posyłając mu delikatny uśmiech.
H: Nawet nie wiesz ile te słowa dla mnie znaczą - czule mnie pocałował.
Dobra [t.i], koniec tego rozczulania się, czas się w końcu ogarnąć. Podeszłam do szafy w poszukiwaniu ubrań. Harry uważnie mi się przyglądał.
Ja: Skarbie, co mam na siebie ubrać?
Wstał z kanapy, na której wcześniej siedział i zaczął przeglądać moje wdzianka. Szczerze mówiąc, od razu wiedziałam, co na siebie włożyć, ale byłam bardzo ciekawa porad Stylesa.
H: Hm, to jest niezłe - wskazał na granatową, krótką sukienkę w kwiaty.
Ja: Widzisz, mamy podobny gust, bo właśnie to planowałam założyć - cmoknęłam go w policzek.
H: Będzie widać twoje zgrabniutkie nogi, które miałem okazję zobaczyć rano, mrau... - zaczął śmiesznie poruszać brwiami.
Ja: Wielu chłopaków lecą na moje nogi... -  uświadomiłam mu z satysfakcją.
Teraz czekałam na jego reakcję, bo przecież wszyscy wiedzą, że Hazza jest strasznym zazdrośnikiem. Zaraz coś pewnie palnie, a ja głupia oczywiście będę miała z tego zaciesz.
H: Zmieniam zdanie, ubieraj długie spodnie - jak widać, nie myliłam się.
Ja: Ej, ale jest lato!
H: Ty to robisz specjalnie! - posłał mi gniewne spojrzenie.
Ja: Uwielbiam, jak się złościsz! - taaak, chyba jestem sadystką. - Dobra, zabieram się za przebieranie.
Szybkim ruchem pozbyłam się dresów, które miałam na sobie. Harry wpatrywał się we mnie z błogim wyrazem na twarzy. Serio!? Nawet tu?
Ja: Harry, błagam! Ciocia jest na dole!
H: Ale co ja robię!?
Ja: No, patrzysz się tymi swoimi oczami z głupkowatym uśmieszkiem, jakby ktoś ci w tej chwili robił dobrze! Przecież widziałeś mnie już tak!
H: Widziałem, ale to nie znaczy, że się już wystarczająco napatrzyłem. Zresztą takich widoków nie ma się na co dzień.  Ale było by znacznie lepiej bez tej bielizny...
Ja: Zboczeńcu, ogarnij się!
Ubrałam na siebie sukienkę a do niej łososiowe baleriny.
Ja: Dobra, jestem gotowa. Może dzisiaj pojedziemy do Milkshake City? Zawsze chciałam spróbować tych świetnych szejków.
H: Jak sobie życzysz, kochanie - chwycił mnie za rękę i zeszliśmy na dół.
Ja: Ciociu, jadę z Harrym do Milkshake City! O której mam być w domu?
C: Najpóźniej 23, wszelkie spóźnienia surowo zakazane! - zaśmiała się na koniec.
Ja: W porządku - uściskałam ją na pożegnanie.
C: O właśnie, prawie bym zapomniała... Przed przyjazdem wspominałaś, że chcesz odwiedzić moją klinikę dla zwierząt. Co powiesz na jutro? Harry, masz ochotę iść z nami?
A tak, zapomniałam wspomnieć, że moja ciocia jest weterynarzem i prowadzi jeden z największych szpitali zwierzęych w Londynie.
H: Z miłą chęcią, proszę pani.
Wyszliśmy z domu. Hazza, niczym dżentelmen otworzył mi drzwi do samochody, po czym sam usiadł obok.
Ja: I co, było aż tak strasznie?
H: Nie, polubiłem twoją ciocię.
Ja: To się bardzo cieszę - musnęłam jego wargi.
Z uśmiechami na ustach ruszyliśmy w kierunku kawiarenki.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No to tak, dziękuję za 2000 wyświetleń. Bardzo cieszy mnie fakt, że co raz więcej czytelników dołącza do naszego grona. Do następnego :)
HeartAttack

wtorek, 27 listopada 2012

Summer love cz. 10

   Wstałam około godziny 10. Hazza jeszcze spał, bełkocząc coś przez sen. Ależ on wygląda słodko, kiedy śpi!
Po cichutku wymknęłam się z pokoju i zeszłam na dół do kuchni, gdzie siedział Liam popijając kawę.
Li: Witaj, kochaniutka - podszedł i przytulił mnie na dzień dobry. - Jak się spało?
Ja: Cześć, Liaś. A dobrze... tylko od Harrego biło takie ciepło, że budziłam się kilka razy w nocy, bo było mi strasznie gorąco.
Li: Nie dziwie się - zachichotał pod nosem.
Usieliśmy przy stole i kontynuowaliśmy rozmowę.
Ja: Jakie masz plany na dziś?
Li: Jadę po Danielle na lotnisko, będzie druga dziewczyna w domu - zakomunikował z szerokim uśmiechem.
Ja: Z miłą chęcią ją poznam. Widzę, że bardzo się cieszysz z tego spotkania! Jak długo się nie widzieliście?
Li: Tak. To będą prawie 3 miesiące...
Nagle do kuchni wparował Harry.
Li: O, to chyba jakieś święto! Panie i panowie, Hazza wstał z łóżka przed 15! Cud nastał! - nabijał się.
H: Hahaha, bardzo śmieszne! Nie chcę marnować czasu na spanie! - powiedział oburzony.
Li: Od kiedy? - spytał z wyraźnym zdziwieniem.
H: Domyśl się! Chcę jak najwięcej czasu spędzić z [t.i].
Ja: Ooo, Harry, jakie to było miłe - pocałowałam go w policzek.
H: Warto było - stwierdził z szerokim uśmiechem. - A tak w ogóle, o czym rozmawialiście?
Li: O tym, że Danielle wraca dziś do Londynu.
H: [t.i], musisz ją poznać! To naprawdę świetna dziewczyna, z pewnością się polubicie.
Ja: Mam taką nadzieję - powiedziałam, delikatnie się uśmiechając. - Idę pod prysznic.
Żwawym krokiem ruszyłam na górę.      
   Po jakiś 15 minutach wyszłam z łazienki. Miałam na sobie to co wczoraj, ponieważ nie było to planowane nocowanie. W pokoju czekał na mnie Hazza.
Ja: Harry, kochanie, muszę jechać do domu po ciuchy... Po powrocie od razu zabieram się za pieczenie ciast!
H: Zaproponuję ci inną opcje.  Dam ci swoje dresy, upieczesz ciasta, a w trakcie, gdy będą się studzić, my pojedziemy do twojej cioci po ubrania.
Ja: Wow, Hazza, ty myślisz!
Zaczął udawać obrażonego i rzucił w moją stronę pogardliwe, nieco zranione spojrzenie.
Ja: Oj głupku, przecież żartowałam! - jego zachowanie nie uległo zmianie. - Co mam zrobić, byś się nie gniewał?
Na jego twarzy gwałtownie pojawił się łobuzerski uśmieszek. Dobrze wiedziałam, czego chciał.
Ja: Nie, Styles! Idź się wykąpać! -  zachichotałam.
Zaczął się zbliżać małymi kroczkami, jego mina i iskierki w oczach zdradzały jego plan.
Ja: Harry, chyba coś powiedziałam!
Uśmiechnął się jeszcze szerzej, równocześnie rzucając mnie na łożko.
H: Ćśś - położył mi palec na usta. - Nie opieraj mi się... - począł zachłannie mnie całować.
Zaczął od ust, a następnie zszedł na szyję. Po chwili przestał i spojrzał mi w oczy - ależ one piękne. Zszedł ze mnie, usiadł po turecku na łoże i uważnie się we mnie wpatrywał.
Ja: Ty uparciuchu! Zawsze musisz postawić na swoim!?
H: Jak bym naprawdę postawił na swoim... - szybko mu przerwałam.
Ja: Proszę, nie kończ! Wiem, co masz na myśli, zboczeńcu! - rzuciłam w niego poduszką, on tylko odpowiedział donośnym śmiechem.
H: Chodźmy już na dół zabrać się za te wypieki.
Ja: A moje dresy?
H: O kurde, zapomniałem. Już ci przynoszę - zniknął w garderobie.
Wyszedł z kolejną dziwną koszulką i krótkimi spodenkami.
Ja: Serio!? Widzę, że tym razem jest napisane "Hazza is mine, bitch!", a nie "I love you, Styles" - ciężko wypuściłam powietrze z ust. - Co ja z tobą mam...
H: No, a co myślałaś!? Muszą wiedzieć, że jestem twój! - posłał mi słodki, onieśmielający uśmiech.
Ja: Głupek i do tego zboczeniec! Oh my fucking God, żyję wśród idiotów!
H: Też cię kocham - cmoknął powietrze.
Oboje wybuchliśmy śmiechem. A no tak, muszę się wbić w dresy.
Ja: Hęę, możesz się na sekundę ulotnić, bo chcę się przebrać...
H: Wstydzisz się mnie!? Lol.
Ja: Nie...~ Skoro tak, to zostań, ale odwróć się i nie podglądaj!
H: Jak tak ci na tym zależy, to się poświęcę, ale wiedz, że to naprawdę trudne - jego udawany szloch rozniósł się po pokoju.
Ja: Nie rozczulaj się tak, tylko odwrót!
Posłusznie wykonał polecenie, przynajmniej tak mi się wydawało. Gdy już stałam w samej bieliźnie, on gwałtownie się odwrócił i zaczął mierzyć mnie wzrokiem.
H: Ulala, gdzie ty chowałaś to ciało? - zapytał, wyraźnie napalony i pełen podziwu mojej idealnej figury. Ja natomiast lekko się zarumieniłam.
Podszedł do mnie i opuszkami palców przejechał po moim ramieniu i delikatnie cmoknął w obojczyk.
Ja: Nigdy nie lubiłam mojego ciała... Kiedyś strasznie się katowałam, by utrzymać idealną wagę.
H: W ogóle nie rozumiem twoich kompleksów. Masz piękne ciało, niejedna dziewczyna by ci go pozazdrościła...
Ja: Serio tak sądzisz? - spojrzałam w jego zielone tęczówki.
H: Ja to wiem, kochanie - złożył czuły pocałunek na moich ustach. - Dla mnie zawsze będziesz perfekcyjna.
Wtuliłam się mocno w mojego skarba. Staliśmy tak dłuższy czas, aż w końcu stwierdziłam, że muszę wrócić do ubierania się.
H: Ooo, już koniec tych nieziemskich widoków? - rozczarował się.
Ja: A co myślałeś, że będę tak sterczeć cały dzień?
H: Liczyłem na to - przygryzł dolną wargę.
Ja: Nadzieja matką głupich - prychnęłam.
H: Aleś ty wredna!
Ja: Wiem, to u [t.n] rodzinne!
Zeszliśmy na dół. Rozejrzałam się po kuchni i, tak jak poprzednio, zastaliśmy tylko Liama.
Ja: Chłopcy jeszcze śpią?
Li: Tutaj to norma.
Ja: Na pewno obudzi ich zapach ciasta!
Li: Nialla za pewnością - wybuchliśmy śmiechem.
Ja: W takim razie zabieram się do pracy.
Przyszykowałam produkty. Zmieszałam wszystkie składniki i gotowe masy wlałam na blachy i wstawiłam do piekarnika. Miałam teraz trochę wolnego czasu, więc wróciłam do Harrego i Liama.
H: Wow, szybka jesteś!
Ja: Jeszcze nie skończyłam...
H: Co nie zmienia faktu, że szybka jesteś!
Lol, ogarniacie tego człowieka?, bo ja nie bardzo...
Ja: Dobra, niech ci będzie.
Nagle do kuchni wparował Niall.
N: Czy ja czuje ciasto!? - spytał niemal krzycząc, zaciągając się przy tym zapachem.
Nasza 3 zaczęła się brechać; powód był oczywisty.
N: Co was tak bawi!? - teraz był zdezorientowany.
Ja: Nic, nic. A na ciasto musisz jeszcze chwilę poczekać.
N: No, ale jak długo jeszcze człowiek ma czekać?
Ja: Tak mniej więcej godzinę...
N: W takim razie wracam za 60 minut.
Hahahaha, cały Horanek.
Ja: Dobranoc, Nialluś! - wykrzyczałam, gdy wychodził z pomieszczenia.
H: Ej, do mnie nie mówisz zdrobniale! Mogłabyś czasem powiedzieć: "Mój kochniutki Harrusiu!".
Ja: Słyszysz jak to twoje Harruś brzmi! Zresztą zdarzyło mi się powiedzieć Hazzuś!
H: Ale mogłabyś tak mówić częściej, [t.i.z.]. A poza tym Harruś bardzo stylowo!
Ja: Oczywiście, tak samo jak [t.i.z.]!
Zaczął udawać wielce oburzonego. Ciągle tak robi i myśli, że będę go pocieszać! Pff! Nie ma tak dobrze!
Ja: Zazdrośnik!
Hazza podszedł do mnie i pocałował w czoło.
H: Pewnie, że jestem zazdrosny! Dziwisz mi się?
Ja: No raczej, że jesteś! Przecież jestem taka seksiasta! - ponętnie zarzuciłam włosami, na co zareagowali śmiechem.
H: Mała, obserwuje cię! - wskazał to raz na mnie, to raz na siebie dwoma palcami prawej ręki.Jego "I see you" było fatalne. Fatalne i słodkie zarazem.
Ja: Co ty masz z tym "mała"? Nie lubię jak mnie tak nazywasz!
H: To polub!
Ja: Hahaha, nie! - powiedziałam ironicznie.
Usłyszałam dźwięk dzwonka, co oznaczało, że wypieki są gotowe. Podeszłam i wyjęłam ciasta z piekarnika. Chłopcy chyba także usłyszeli dzwonek, bo zaczęli się schodzić na dół.
N: Minęła godzina... Gotowe?
Ja: Tak, ale może tak najpierw śniadanie?
N: Ok, ale zaraz po nim ciasto!
Payne usmażył naleśniki. Och, Daddy, co by ci wariaci bez ciebie zrobili?
N: To jak, możemy już ciasto?
Ja: Jasne, już przynoszę.
H: Pomogę ci.
Poszliśmy po blachy. Tym razem wyszły mi wyjątkowo dobre a chłopcy pozbyli się ich w dosłownie kilka minut.
Lo: Jezu, ubóstwiam twoje ciasta! Są nawet lepsze od marchewek! Zostawiłem kawałek dla Kevina.
Z: Nom, trzeba przyznać, po prostu nie z tej ziemi... Gołębie lubią ciasto!? - zrobił minę w stylu WTF.
Lo: Kevin jest wyjątkiem, bo wiesz, on jest taki Louiskowy.
Achaaa... Nie kumam, ale nie będę wnikać.
N: Wyjdź za mnie, będziesz mi codziennie piekła!
Harry poderwał się z krzesła i przyciągnął moją głowę do swojej piersi.
H: She's mine! - oznajmił, szyderczo się śmiejąc.
Czasami Styles mnie przeraża! Wstałam od stołu i zaczęłam zbierać naczynia, po czym włożyłam je do zmywarki. Jestem wykończona, a przecież to dopiero ranek.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, za to co tu było wcześniej napisane, ale moja przyjaciółka uwielbia mi robić na złość.
A wiec powiem krótko. Wow, szczerze mówiąc nie spodziewałam się takiego zainteresowania, naprawdę jestem pod wrażeniem. Cieszę się, że to co piszę wam się podoba i postaram się dodawać nowe części jak najszybciej, ale uwierzcie to nie jest zbyt łatwe przy tylu zajęciach pozalekcyjnych.
Kolejną część postaram się dodać w czwartek lub piątek :)
Jednokierunkowych <3
HeartAttack

niedziela, 25 listopada 2012

Summer love cz.9

Z: Zaczynamy, kochani! - zakręcił butelką.
Wypadło na Louisa.
Z: Pytanie czy zadanie, pupciu?
Lo: Zadanie, Maliczku.
Z: Wyjdź przed dom w samych bokserkach i zaśpiewaj "I'm sexy and i know it".
Lo: Jasne, co to dla mnie! - powiedział pewny siebie i zaczął się rozbierać.
Po krótkiej chwili już znajdował się na zewnątrz. Zadanie wykonał bez najmniejszej krępacji, do tego ponętnie tańcząc. Ja oczywiście, z kamerą w ręku, nagrywałam całe zjawisko. To będzie hit na YouTube!
Gdy skończył, wykrzyczał: "Biczyz! Patrzcie na mój sexy tyłeczek! Fuck year!". Hahaha, myślałam, że jebnę ze śmiechu. Ach, ten Tomlinson...
Lo: Łatwizna! - stwierdził wchodząc do pomieszczenia. - Teraz ja kręcę!
Tym razem butelka wylosowała Harrego. O nie, znając porąbany umysł Louisa, wszystko może się zdarzyć. Już się boję! Na pewno da coś ze mną! Tommo zaczął przypatrywać się mi z głupkowatym uśmieszkiem, poruszając śmiesznie brwiami. Help!
Lo: Hm, już mam. Zabierz [t.i] na górę i ma się dziać!, ale na tyle głośno, żebyśmy tu was słyszeli.
Ja pierdziele, ten to ma pomysły. Jak on to sobie w ogóle wyobraża? Co za niewyżyte dziecko!
Ja: Że co? - prawie to wykrzyczałam. - Miało nie być zboczonych zadań, a to jest totalnie zboczone!
H: Louis, to jest przegięcie! - również się zbulwersował.
Już wiem! Mam plan! Wstałam, podeszłam do Hazzy i zaczęłam szeptać mu do ucha.
Ja: Mam pomysł, poskaczemy po łóżku i powydzieramy się trochę czy coś, że niby się działo, a dadzą nam spokój...
Harry dobrze zrozumiał na czym polegał mój plan, więc zgodził się natychmiastowo.
Ja: Dobra chłopaki, zrobimy to! - chwycił mnie za rękę i uciekliśmy na górę.
Weszliśmy do pokoju Stylesa.
H: To jak, zaczynamy? - uśmiechnął się uroczo. - Ale na zachętę chcę całusa! - zrobił dzióbek.
No, nie mogłam mu odmówić. Po wykonanej czynności zaczęliśmy skakać po łóżku i krzyczeć wniebogłosy. Hahaha, jak to musiało wyglądać!
H: Jakie to dzikie!
Ja: To dziwna prośba, ale nie marudź tylko stękaj, bo to wszystko przez twoich głupich kolegów!
H: Wiem, wiem, ale i tak ich kocham - wzruszył ramionami.
Ja: Kończymy? - zapytałam, gdy zauważyłam na zegarku, że minęło już 10 minut.
H: Nom, jestem zmęczony - padliśmy na łóżko.
Ja: Musimy dopracować jeszcze kilka szczegółów, żeby było wiarygodnie.
H: Jak sobie życzysz. Ale najpierw... - nie skończył, ponieważ zachłannie wpił się w moje usta.
Położyłam się na nim i pogłębiłam pocałunek. Wsunęłam ręce pod jego koszulę i zaczęłam dotykać jego umięśnionej klaty. Bardzo mu się to podobało. Mozolnym ruchem zaczęłam rozpinać guziki jego koszuli, która później wylądowała na podłodze. Z każdą sekundą całowaliśmy się  z jeszcze większym pożądaniem. Temperatura naszych ciał rosła, a my powoli traciliśmy nad sobą kontrolę. Nagle uświadomiłam sobie do czego to dąży i gwałtownie się od niego odsunęłam.
Ja: Przepraszam, to nierozważne... - od razu z niego zeszłam i podałam mu ubranie.
H: Tak, przecież nam się nie spieszy... - cmoknął mnie opiekuńczo w czoło.
Ja: I za to cię kocham - mocno się w niego wtuliłam.
H: To był pierwszy raz - zauważył z satysfakcją.
Ja: Ale co? Nie rozumiem... - spojrzałam mu w oczy.
H: Pierwszy raz powiedziałaś mi, że mnie kochasz - odpowiedział z szerokim uśmiechem. -  Ja ciebie też, kochanie.
Swoją rękę przyłożył do mojego policzka i czule mnie pocałował. Po tym ponownie schowałam się przed światem w jego ramionach.
Ja: Wow. A pomyśl sobie, że znamy się tylko kilka godzin... - powiedziałam, dalej znajdując się w jego objęciach.
H: Tak, to naprawdę magiczne. A myślałem, że miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje...
Ja: Ja też tak uważałam.
H: Słońce, musimy iść na dół... Niestety koniec tego dobrego... - chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą.
Tam, tak jak wcześniej, siedzieli chłopcy, tępo się w nas wpatrując.
Lo: Huhuhu, było naprawdę grubo! Słyszała was chyba cała okolica! Nieźle, stary!
Uśmiechnęłam się do Harrego porozumiewawczo.
Ja: Było magicznie - puściłam do niego oczko.
H: Zdecydowanie - odparł z uśmiechem.
Otrząsnęłam się i wróciłam do rzeczywistości.
Ja: To jak, gramy dalej?
Hazza zakręcił butelką, wypadło na mnie.
H: Kochanie, pytanie czy zadanie?
Ja: Haha, nie czujesz, że rymujesz. Chcę zadanie.
H: Po prosu mnie pocałuj.
Ja: Z miłą chęcią, kotku! - dałam mu całusa.
Chwyciłam butelkę, która pod wpływem mojej siły zawirowała jak szalona. Zatrzymała się przy blondasku.
Ja: No Nialluś, pytanie czy zadanie?
N: Pytanie - odparł trochę zestresowany.
Ja: Hm, opisz obiekt swoich westchnień... - zaciekawiona czekałam na odpowiedź.
N: Demi Lovato! - gwałtownie wykrzyczał, po czym schował głowę w kolanach.
Lo: No blondasku, w końcu się wydało!
Z: To musimy cię z nią umówić!
Li: Jasne, pomożemy ci.
H: Masz jej numer, to na co czekasz? Dzwoń.
N: Teraz? Jest po północy! Nie uważasz, że to za późno?
H: No dobra, jutro! - wszyscy zaczęli się śmiać.
Butelka została wprawiona w ruch i stanęła przy Zaynie.
N: To jak Zayni?
Z: Niech będzie pytanie.
N: Zdradź nam w końcu kim jest twoja nowa dziewczyna, którą nawet przed nami ukrywasz...
Z: Musiałeś o to zapytać!? Ojej, już tłumaczę. Nie mam dziewczyny, manager kazał udawać ją jednej modelce, żeby pomóc ją wypromować. Ale to tajemnica, więc o niczym nie wiecie!
Och, moja przyjaciółka Madzia się ucieszy. Gdy usłyszała, że Malik jest zajęty, myślałam, że się zaraz popłacze.
Li: Ej, choćmy już spać, ledwo siedzę.
Ja: O nie! Jeszcze nie zostałeś wylosowany!
H: To bez kręcenia, Li, wybierasz.
Z: To jak będzie?
Li: A no tak, zadanie.
Z: Z tego powodu, że także jestem zmęczony, po prosu daj mi buziaka w policzek i idziemy na górę.
Liam posłusznie wykonał rozkaz i to z wielką przyjemnością.
Li: Gdzie [t.i] ma spać? W gościnnym czy...
H: U mnie! - przerwał mu gwałtownie Harry.
Ja: Ale masz być grzeczny, bo jak nie, to cię w nocy z łóżka wygonię - ostrzegłam żartobliwie.
H: Też cię kocham - odpowiedział z głupkowatym uśmieszkiem, co wywołało u nas śmiech.
Ja: W takim razie, dobranoc wszystkim! - zaczęliśmy się rozchodzić po pokojach.
Siedziałam na sofie w pokoju Hazzy, czekając aż da mi coś na zmianę.
H: Proszę - rzucił w moją stronę krótkie spodenki i koszulę z napisem "I love you, Styles".
Ja: Hahahah, skąd masz tę bluzkę? Czyżby samouwielbienie?
H: No a jak! Na zamówienie zrobiona, czekała na odpowiednią dziewczynę - posłał mi uroczy uśmiech.
Ja: Och, jakie to słodkie! Jesteś romantyczny nawet wtedy, kiedy próbujesz być śmieszny.
H: No widzisz jaki jestem zdolny!
Ja: Ej, to mój tekst! - udałam oburzoną, a on mnie mocno przytulił. - Kochanie puść mnie, chcę się iść wykąpać...
H: Nie! Zostajesz!
Ja: Nie! - szybko wyrwałam się z jego objęć i pobiegłam do łazienki, złowieszczo się śmiejąc.
Szybko uwinęłam się z prysznicem i ogólnym ogarnięciem do spania. W ubraniach mojego kociaka wyglądałam ekstra. Ponętnym krokiem wyszłam z pomieszczenia. Harry, gdy mnie zobaczył, nie ukrywał zachwytu. Zaczął rozbierać mnie lubieżnym wzrokiem.
Ja: Kochanie, odezwij się - zaczęłam machać mu ręką przed oczami. - Wyrzuć te zboczone myśli z głowy i idź się kąpać.
H: Ok, nawet o własnej dziewczynie pofantazjować nie można! Normalnie chamstwo w państwie! -  po tych słowach zniknął za drzwiami łazienki.
Boże, jak ja kocham tego idiotę! Czekałam jakieś 10 minut, aż w końcu wyszedł, i to w samych bokserkach. Och, znowu widzę tę nieziemską klatę. Dziękuję temu z góry, że go tak hojnie obdarował tym sześciopakiem! Leżałam już pod kołdrą, on po chwili dołączył. Przyciągnął mnie do siebie w taki sposób, abym głowę miała na jego torsie.
H: Dobranoc, skarbie - pocałował mnie w policzek.
Ja: Dobranoc.
Niedługo potem oboje usnęliśmy.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jest tu w ogóle ktoś?
Szczerze zastanawiam się czy dalej pisać, bo nawet nie wiem, czy ktoś to czyta...
HeartAttack

czwartek, 22 listopada 2012

Summer love cz.8

   Styles przekręcił klucz w stacyjce i wyruszyliśmy. Droga do super marketu była epicka. Cały czas wygłupialiśmy się i opowiadaliśmy sobie nawzajem najśmieszniejsze sytuacje z dzieciństwa. W pewnym momencie w radiu zaczęło lecieć "Gangman Style", na co oboje wybuchliśmy śmiechem. Zaczęliśmy głośno śpiewać, wyglądaliśmy trochę jak wypuszczeni z psychiatryka. Ale dobry przypał nie jest zły. W ciągu jakiś 30 minut dojechaliśmy do celu. Pierwsza wysiadłam z auta i pobiegłam po koszyk.
Ja: Wskakuj, Styles... - podjechałam do niego. - Chyba, że masz cykora...!
H: Ja!? Cykora!? Chyba śnisz, mała! - odparł oburzony.
Ja: Mała!? Huehuehue, niedługo cię przerosnę, Loczek! - powiedziałam z triumfalnym uśmieszkiem.
H: Tylko spróbuj!
Ja: No wiesz, jakoś nie mogę się powstrzymać! To jak będzie? Jedziesz czy nie?
H: A może tak chcesz? - podszedł bliżej i niespodziewanie wziął mnie na ręce.
Ja: Hahaha, Harry, postaw mnie na ziemi! - krzyczałam, bijąc go po ramieniu.
H: O nie, piękna! Teraz jesteś moja! - wpił się namiętnie w moje usta.
Co on ze mną robi? Przy nim zaczynam wariować, przestaje racjonalnie myśleć. Każdy jego dotyk przyprawia mnie o dreszcze, a każde słowo doprowadza do szaleństwa. Czyżbym się zakochała? Ale jak? Przecież znam go zaledwie kilka godzin... Czy to w ogóle możliwe?
Ja: A teraz już mnie odstawisz na ziemię? - spytałam z nadzieją w głosie.
H: Jeszcze nie - uśmiechnął się figlarnie.
Ja: To kiedy? Proszę, Hazzuś! - zrobiłam słodkie oczka.
H: Oj, już dobrze - w końcu stanęłam na własnych nogach. - A teraz na zakupy!
Weszliśmy do marketu.
H: To czego potrzebujemy?
Ja: Hm, planowałam upiec Raffaelo, czyli ciasto kokosowe i Brownie, ciasto czekoladowe... Mogą być?
H: Oczywiście.
Ja: W takim razie potrzebujemy - zaczęłam wymieniać - 3 budynie śmietankowe, około 500 gram wiórek kokosowych, z 10 jajek, mąkę tortową, proszek do pieczenia, 2 gorzkie czekolady i... to chyba wszystko.
H: I ty to wszystko pamiętasz?
Ja: No tak, przecież mówiłam, że uwielbiam piec, a przepisy łatwo zapamiętuję. Ooo, jeszcze obowiązkowo cukier.
H: Jasne, zrozumiałem.
Harry poszedł po budyń, ja szukałam wiórek. Wrzuciliśmy te rzeczy do koszyka. Nagle podbiegła do nas jakaś dziewczyna, na oko gdzieś w moim wieku.
F: Cześć Harry, mogę prosić o autograf i zdjęcie?
H: Jasne - stanął obok fanki i podał mi aparat, który wcześniej od niej dostał. - [t.i], zrobisz?
Ja: Spoko, tylko nie stójcie zbyt blisko siebie, bo będę zazdrosna... - powiedziałam żartobliwie, chichocząc pod nosem razem z Hazzą.
F: To wy jesteście parą? - na jej twarzy było widać wyraźne zaskoczenie.
Ja: No właśnie Harry, jak to z nami jest? -  postawiłam go w niezręcznej sytuacji i z niecierpliwością czekałam na odpowiedź.
W sumie sama nie wiedziałam jak określić nasze relacje, to skomplikowane.
H: Rób to zdjęcie, pogadamy za moment na osobności - spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, choć gdzieś w jego tęczówkach tańczyły jeszcze iskierki gniewu.
Jak on pięknie wygląda, gdy się złości! Cyknęłam tę fotkę i oddałam fance aparat.
F: Dziękuję - powiedziała milutko do swojego idola, po czym odchodząc, złośliwie zmierzyła mnie wzrokiem.
Ja: Ja się jej boję, ona próbowała mnie zabić! Widziałeś to!? - próbowałam udawać przerażoną lecz nie mogłam opanować śmiechu. Moje zdolności aktorskie pobijają system.
H: [t.i], mamy ważną rozmowę do przeprowadzenia - zakomunikował ze śmiertelną powagą, ale widziałam, że próbuje ukryć swój głupkowaty uśmieszek.
Ja: Zdecydowanie - odparłam zadowolona.
Tego się nie spodziewałam... Harry przybił mnie do ściany i zaczął namiętnie całować. Z podniecenia wplotłam ręce w jego bujne loczki, co zawsze było moim marzeniem. Moje serce zaczęło bić z niewyobrażalną prędkością. W moim brzuchu latało stado motyli. Całkowicie oddałam się rozkoszy, liczyła się tylko ta chwila, tylko ten pocałunek. Byłam w niebie, w moim niebie, w którym znajdował się on i tylko on. Tylko mój Hazza. W głowie miałam jedynie myśl: żeby ten moment trwał wiecznie. Teraz już wiem na pewno - kocham go. Przy nim czuje się rozumiana i bezpieczna. Ale niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy. Po długim buziaku oderwaliśmy się od siebie i zaczęliśmy patrzeć sobie w oczy. Ach, te jego zielone tęczówki...
Ja: Harry, musimy skończyć zakupy... - zaczęłam niepewnie.
H: Proszę, nie psuj tej nieziemskiej chwili...
Nagle telefon Styles'a zaczął dzwonić. Niechętnie oderwał ode mnie wzrok i odebrał. To był Niall.
H: Niall, przeszkadzasz! - syknął przez zaciśnięte zęby.
Ja: Sorki, ale chciałem żebyście kupili mi moje płatki, bo się skończyły. Wiesz jakie lubię.
H: Jasne, Pa. - rozłączył się w trybie natychmiastowym.
Nim zdążył się zorientować, ja już szukałam po markecie innych produktów. Gdy mięliśmy już pełen koszyk, poszliśmy do kasy. Harry zapłacił za zakupy i wróciliśmy do auta.
Ja: Mówimy chłopakom?
H: I tak już pewnie wiedzą od Louisa...
Ja: A może to i dobrze - cmoknęłam go w usta.
   W krótkim czasie dojechaliśmy do posiadłości One Direction. Wyjęliśmy zakupy z bagażnika i zanieśliśmy do kuchni.
N: A kogo my tu widzimy? Nasza zakochana para! Uuu! - zaczął się głupkowato szczerzyć i cmokać powietrze.
H: Tak jak mówiłem, już wszyscy wiedzą - westchnął.
Z: Taa, dosłownie wszyscy...
H: Co masz na myśli? - zapytał.
Z: Na Pudelku jest wasze zdjęcie jak się całujecie w Tesco... - powiedział z jakąś dziwną satysfakcją w głosie.
Ja: Że co? Moja ciocia to czyta! - wykrzyczałam patrząc w monitor.
N: Zostaniecie parą roku! - stwierdził z entuzjazmem.
Ja: Ale... - totalnie się zacięłam. Nie wiedziałam co dalej powiedzieć.
H: Nic się nie przejmuj, zawsze możesz oznajmić cioci, że to fotomontaż - uspokoił mnie Hazza.
Ja: Ok, już się tym nie przejmuję. Co będzie to będzie...
Li: Ooo, właśnie, masz dobre podejście - posłał mi serdeczny uśmiech.
H: Już późno, idziemy spać? - wtrącił pytanko Styles.
Lo: Chyba sobie żartujesz! Gramy w butelkę!
Ja: Może być, tylko proszę bez głupich i zboczonych zadań!
Wszyscy momentalnie zaczęli się śmiać; domyślam się, że spokojnie nie będzie. Zayn poszedł do
kuchni po butelkę, wracając po dosłownie minucie.
Z: Zaczynamy, kochani! - zakręcił butelką.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Macie kolejny rozdział~ Ale udało mi się długiego napisać! ^^
Od teraz będę się starać, aby każdy rozdział był taki :)
Mam nadzieje, że się podobał :D
Czekam na opinie :>
HeartAttack

środa, 21 listopada 2012

Summer love cz.7

Otworzył drzwi wejściowe i wpuścił mnie do środka. Chłopcy, tak jak przed moim wyjściem - znaczy moim i Hazzy - siedzieli na kanapie. Nawet mr. Carrot już tam był. Wszyscy wpatrywali się w nas z łobuzerskimi uśmieszkami na gębie. Gdy do nich podchodziliśmy, by dołączyć do leniuchowania, Louis rzucił Hazzie spojrzenie mówiące: "Dobrze, stary!", co przyprawiło mnie o delikatne rumieńce.
Lo: Słyszeliście chłopcy, wiecie, że mamy fajny płot, w Polsce takich nie ma - zaczął się nabijać.
Posłałam mu spojrzenie w stylu: "I'll kill you!".
Ja: Louis, sprawdź czy cię nie ma w kuchni...! - wszyscy zaczęli się śmiać, oczywiście za wyjątkiem Tomlinsona.
Niall aż tak bardzo, że mało z sofy nie spadł. Przybiłam triumfalną piątkę z 4/5 z One Direction, zadowolona z wygranej.
N: O stary, ale cię zgasiła!
Li: Dobra, już dość tych dogryzek! Śpiewamy!
H: Zmieniłem zdanie, może jednak "What Makes You Beautiful" ?
Wszyscy spojrzeli na niego zdezorientowani, ale cóż, człowiek zmiennym jest...
Z: Spoko, niech będzie - reszta boysbandu także przytaknęła.
Chwyciłam za gitarę i zaczęłam grać. Liam zaczął swoją solówką. Harry perfidnie mierzył mnie wzrokiem, co było naprawdę stresujące. Zaraz po nim Styles zaczął swoją. Przy wykonywaniu jej patrzył mi głęboko w oczy. W końcu doszło do refrenu, którego wszyscy zaczęliśmy chórem. Byłam w siódmym niebie. Tak się wczułam, że dopiero pod koniec przyśpiewu zorientowałam się, że tylko ja śpiewam. O Boże, oni mnie słyszeli! Kolejna rzecz, z której będą mieli polewkę! Ale masakra!
Ja: Ej, dlaczego mi to robicie!? Przecież prosiłam was... - spuściłam głowę obrażona. - Powiedziałam, że nie umiem śpiewać! To było złośliwe!
Li: Przepraszamy, byliśmy ciekawi... Zresztą wpadłaś w taki trans, że myśleliśmy, że nawet się nie zorientujesz... - poklepał mnie po ramieniu.
Wszyscy: Przepraszamy...
Z: Przyjemnie się ciebie słuchało - puścił do mnie oczko.
H: Masz naprawdę dobry głos, nie wiem dlaczego się tak peszysz.
Ja: Mam po prostu złe wspomnienia z dzieciństwa, właśnie z tym związane...  Ale już zakończmy ten temat.
Chociaż byłam naprawdę zła, nie potrafiłam się na nich długo gniewać, tym bardziej, że patrzyli się na mnie oczami kota ze Shreka. Och, co ja z nimi mam...
Ja: Oj, już dobrze, jest OK. A no właśnie, zapomniałam wam powiedzieć, że jednak mogę zostać na noc! Już nie mogę się doczekać! Lecz jest mały problem... Nie mam piżamy.
H: A może dam ci swoje dresy? Mogą być trochę za duże... - nie dałam mu skończyć.
Ja: Będą ok - posłałam mu zalotny uśmiech, który po chwili odwzajemnił. - Chłopaki, o czymś zapomnieliśmy... Mieliśmy jechać po te produkty na ciasto! Jest już 20, ciekawe czy coś jeszcze jest otwarte? - myślałam głośno.
H: Tesco jest całą dobę, ubieraj kurtkę, ja cię zawiozę - po tych słowach zaczął po szafkach szukać kluczy.
Lo: Widzę, że dzieciaczki chcą zostać same... - zaczął śmiesznie poruszać brwiami. - Wiecie, co mam na myśli, prawda?
H: Hę, Louis, możemy pogadać na osobności? - chwycił go za nadgarstek i zaciągnął do kuchni.
Byli tam jakieś 10 minut, po czym wrócili do nas uśmiechnięci od ucha do ucha. Och, Styles, razisz zajebistością, kochanie. [t.i], wracamy na ziemię!
Ja: To jak, jedziemy? - zapytałam zniecierpliwiona.
H: No dobra, chodźmy do garażu.
I tak jak było mówione, poszliśmy. Stało tam 5 samochodów plus limuzyna. Wow, trzeba przyznać, takich fur nigdy na oczy nie widziałam... Otworzył drzwi do jednego z nich.
H: Zapraszam panią - ruchem ręki wskazał na otwarte drzwi, szarmancko się uśmiechając.
Ja: Och, dziękuję ci Harry, ale z ciebie dżentelmen - zaczęłam udawać damę, co go rozbawiło.
Styles przekręcił klucz w stacyjce i wyruszyliśmy.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dziękuje, że mam chociaż kilka stałych czytelniczek. :)
Ten rozdział dedykuje wam, kochaniutkie.
HeartAttack

poniedziałek, 19 listopada 2012

Summer love cz.6

Wstałam i szybkim krokiem wyszłam przed dom, by móc w spokoju wykonać telefon. Za mną podążył Harry.
H: Będę cię pilnował przed fankami, one zawsze się gdzieś tu kręcą - na jego ustach pojawił się uroczy uśmiech, w który zapatrzyłam się tak mocno, że ledwo kontaktowałam ze światem.
Tak, czułam słabość do Hazzy odkąd tylko pamiętam. Miałam bzika na punkcie jego pięknych, zielonych oczu, jego dołeczków w czasie uśmiechu, które przyprawiały mnie o przyjemne dreszcze. Kochałam jego bujne loczki. Zawsze marzyłam o tym, by zatopić w nich palce. Dosłownie mówiąc, przy nim miękną mi kolana.
Ja: Ale on piękny... - powiedziałam cicho, wyraźnie rozmarzona, lecz na tyle głośno, żeby to usłyszał. - Yyy, znaczy, ale piękny widok, tego... - zawstydziłam się, ale miałam nadzieję, że nie zorientował się, o co tak naprawdę mi chodziło.
H: Płot? - zapytał, chichocząc pod nosem.
Ja: Tak, bo wiesz, w Polsce takich nie ma.
No świetnie! Ale palnęłam! W Polsce takich nie ma, ja pierdzielę! Głupia ja!
H: Ahaaa!
Brawo [t.i], ty to potrafisz zrobić z siebie idiotkę!
Ja: A, tak... Miałam zadzwonić do cioci - chwyciłam za komórkę i wykręciłam numer.
Po jednym, krótkim sygnale odebrała.
Ja: Cześć, ciociu, dzwonię, bo jest taka sprawa: mogłabym dzisiaj nocować u chłopaków? Wiem, że to dziwacznie brzmi i pewnie mi nie pozwolisz, ale tak świetnie się bawię, że... - ciotula gwałtownie mi przerwała.
C: To gdzie teraz jesteś? - w jej głosie można było wyczuć nutkę zdziwienia.
Ja: U nich w domu. Już ci tłumaczę - była mała zmiana planów, zamiast do Milkshake City przyjechaliśmy do nich. Siedzieliśmy w salonie zajadając się przekąskami i długo rozmawiając.
C: A ten Niall to twój chłopak? Jeśli nie, to jest tam jakiś przystojniak? Może i dla mnie się jakiś znajdzie... - zachichotała dźwięcznie.
Ja: Ciociu! - zaczęłam się śmiać. - Harry stoi obok! Jeśli przyznam, że to są przystojniacy, to będzie miał satysfakcję - zerknęłam w jego stronę i zobaczyłam głupio szczerzącego się Hazzę. - Jejku, mówiłam, już się szczerzy! Wracając do tematu, to jaka jest decyzja? Proszę, ciociu! - poprosiłam błagalnym tonem.
C: Dobrze, już dobrze. Możesz, tylko nic nie mów mamie, bo chyba by mnie zabiła!
Ja: Naprawdę!? Nawet nie wiesz jaka jesteś kochana!
C: Och, wiem o tym - hahaha, skromność w naszej rodzinie to rzadka cecha. - Ale masz być grzeczna!
Ja: Hahaha, okay, na pewno będę.
C: Ja muszę kończyć. Baw się dobrze. Pa, kochanie.
Ja: Papatki - powiedziałam najmilej, jak tylko potrafiłam.
O ja pierdolę, kurwa jego mać! Ale się jaram! Już nie mogę się doczekać!
H: Czyli jednak! Po twojej minie wnioskuję, że możesz!
Ja: Mogę, mogę - wykrzykując to, zaczęłam skakać ze szczęścia.
Chwilę później zaczęłam odwalać tzw. taniec deszczu, co wyglądało naprawdę komicznie. Podskokami wróciłam do Hazzy i z nadmiernego przypływu endorfiny we krwi rzuciłam mu się w ramiona.
Ja: Przepraszam - odsunęłam się gwałtownie, gdy tylko dotarło do mnie, co wyczyniam. - To tak z radości - moja twarz przybrała barwę dojrzałego pomidora.
H: To było całkiem miłe - on także się zarumienił.
Nagle usłyszałam głos, nawołujący do nas z góry. To był Louis, który stał na balkonie.
Lo: Co tak gruchacie gołąbeczki? Od razu było widać, że czujecie do siebie miętę, nie musicie się przed nami ukrywać... - powiedział z głupkowatym uśmieszkiem na twarzy.
Oczywiście ja i Harry ponownie spaliliśmy buraka. Nastała niezręczna cisza, którą postanowiłam zakończyć.
Ja: O nie, nie, to nie tak jak myślisz, my tylko... - zaczęłam się nerwowo tłumaczyć. Sama nie wiedziałam, co wygaduję.
H: Louis, nie wtrącaj się, proszę - przerwał mi Styles, posyłając mu gniewne spojrzenie.
Lo: Dobra, dobra, już sobie idę. Ale przed mr. Tommo nic się nie ukryje! - po tych słowach zniknął w budynku.
H: Ach, ten Tomlinson i jego bujna wyobraźnia!
Ja: No tak, to przecież była tylko chwila słabości... Znaczy nie! Tego, to był przypadek... - nie dał mi skończyć, uciszając mnie w bardzo przyjemny sposób - bardzo czułym pocałunkiem!
To było takie romantyczne. Myślałam, że zaraz zemdleję z wrażenia. To takie wspaniałe uczucie... Całując innych chłopaków nie czułam się aż tak dobrze, jak czuję się przy nim. Miałam tak zwane motylki w brzuchu, a przez moje ciało przechodziło stado błogich dreszczy. Ale niestety ta piękna chwila nie trwała długo, ponieważ pewna osoba musiała ją przerwać.
Lo: I co? Że niby nic nie ma? Mówiłem, Wielki Tommo wie najlepiej! - jak szybko się pojawił, tak szybko znów zniknął.
H: Może wejdziemy? - zapytał nieśmiało.
Ja: Jasne...
Otworzył drzwi wejściowe i wpuścił mnie do środka.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Widzę, że chyba się o te komentarze nie doproszę -.-
Chce po prosu wiedzieć, czy wam się to podoba i, czy powinnam może coś zmienić... Liczę się z waszą opinią i z czystym sercem przyjmę ewentualną krytykę.
Do następnego :)
HeartAttack

piątek, 16 listopada 2012

Imagin z Liamem

Cześć wszystkim. To taki mały bonus za ilość wyświetleń, a mianowicie imagin z Liamem napisany specjalnie dla Pauli, która, gdy go czytała, tak się wzruszyła, że aż się popłakała. Mam nadzieję, że was także poruszy.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
   To właśnie dziś. Dziś jest ten dzień, w którym powiem Liamowi, że go kocham. A kim jest Liam? To mój najlepszy przyjaciel. No właśnie, tylko przyjaciel... Ale ja czuję do niego coś więcej.
   Postanowiłam do niego zadzwonić, musiałam z nim pilnie porozmawiać. Chwyciłam za telefon i wykręciłam numer. Po chwili odebrał.
Ja: Hej, Li. Masz ochotę się spotkać?
L: Jasne, już wychodzę z domu. Będę za jakieś 15 minut.
Ja: Spoko, czekam - i odłożyłam telefon na stojący obok stolik.
Spojrzałam jeszcze raz w lustro. Wyglądałam strasznie, zresztą jak zwykle. Jak ktoś taki może się spodobać Liamowi? W moich oczach pojawiły się łzy. Nie Paula, bądź silna, trochę pewności siebie. Po dłuższej chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Podeszłam i otworzyłam je.
L: Cześć Mała! Miło cię widzieć! - przytulił mnie na powitanie.
Z jego ciała emanowało przyjemne ciepło.
Ja: Mała!? Spadaj! Ale i tak się nie gniewam - pocałowałam go w policzek, a on lekko się zarumienił.
No niby jak mogłam się na niego złościć!? Przecież nie potrafiłam... Zaprosiłam chłopaka do salonu.
Ja: Liam, chcę z tobą o czymś porozmawiać... - zaczęłam niepewnie.
Li: Dobrze, o co chodzi? - powiedział z wyraźną troską w głosie, patrząc mi prosto w oczy.
Ja: Bo ja chciałam ci coś powiedzieć - spuściłam głowę w dół, a moje serce zaczęło bić z niewyobrażalną prędkością. - Chyba się w tobie zakochałam! - wyznałam na jednym wdechu.
Siedziałam wciąż w tej samej pozycji, czekając na jego reakcję. Nie potrafiłam się nawet na niego spojrzeć, strach paraliżował całe moje ciało. Czy dobrze zrobiłam mówiąc mu to? Boję się, że nie będziemy się już przyjaźnić. Liam przez dłuższą chwilę siedział w ciszy. Po moim policzku spłynęła samotna łza; już całkiem straciłam nadzieję. On, dostrzegając to, chwycił za mój podbródek i zmusił mnie do kontaktu wzrokowego. Wytarł ją wierzchem dłoni.
L: Nie płacz, ja też cię kocham i nawet nie wiesz ile czekałem, by zrobić to... - po tych słowach złożył na moich ustach delikatny a zarazem czuły pocałunek.
   3 miesiące później.
Wciąż jestem z Liamem. Układa nam się świetnie, z każdym kolejnym dniem jest lepiej, a ja z każdą godziną kocham go coraz bardziej. On zawsze jest przy mnie, jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Ale jest pewna rzecz, którą przed nim ukrywam. Tajemnica, mogąca sporo zmienić w naszym związku...
   Pewnego popołudnia siedziałam z Liamem na kanapie. Oglądaliśmy bajkę, a mianowicie "Toy Story", którą mój ukochany uwielbiał. Spojrzałam kątem oka na mojego skarba, który bacznie oglądał film. Po chwili, gdy zorientował się, że go obserwuję, skierował wzrok w moją stronę.
L: Kochanie, co mi się tak przypatrujesz? - zapytał zaciekawiony.
Ja: A co? Nie mogę patrzeć na mojego kotka? - udałam oburzoną.
L: Oczywiście, że możesz. Ale wiesz co? Ten kotek czegoś od ciebie chce... A mianowicie buziaka! - z ust zrobił dzióbek i zbliżył je do moich warg. Zachłannie wpił się w moje usta. Zawsze całował mnie tak, jakby nasz pocałunek miał być tym ostatnim. Wkładał w niego wiele uczucia i pasji. Kochałam w nim to. W przerwie pomiędzy pocałunkami usiadłam na niego okrakiem i patrzyłam prosto w oczy.
Ja: Kocham cię, wiesz? - powiedziałam, delikatnie się uśmiechając.
L: Ja ciebie też, słońce - odwzajemnił go i ręką pogładził moje włosy.
To było nasze ulubione zajęcie; siedzenie i patrzenie sobie w oczy. Nie potrzebowaliśmy niczego poza tym, to wyrażało więcej niż tysiąc słów. Jego brązowe tęczówki czytały moje myśli, niczym słowa z arkuszu papieru. Wiedziałam, że to ten jedyny. Bez niego byłoby jak bez powietrza - bo jak niby można oddychać bez tlenu?
Czas bardzo szybko nam minął, aż w końcu nastał wieczór.
L: Niestety, muszę już wracać do domu - spuścił głowę, a jego twarz gwałtownie posmutniała.
Chwyciłam go za podbródek i uniosłam jego twarz, tak aby wzrok mógł skupić na mnie. Znajome, prawda?
Ja: Kochanie, przecież zobaczymy się jutro. Przyjdę po ciebie i razem pójdziemy do szkoły, dobrze? - zrobiłam minę szczeniaka.
L: Oczywiście, skarbie - cmoknął moje malinowe usta.
Wstaliśmy z kanapy i skierowaliśmy się do wyjścia, gdy nagle poczułam się strasznie słabo. Zrobiłam jeszcze kilka mozolnych kroków, po czym upadłam na ziemię.
   Obudziłam się w jakimś jasnym pomieszczeniu. Bardzo bolała mnie głowa. Obróciłam ją lekko na lewy bok i zobaczyłam zapłakanego Liama. Jak tylko zauważył, że jestem przytomna, wybiegł z sali. Za moment wrócił z jakimś mężczyzną w białym fartuchu.
M: Pani Paulino, dobrze, że się pani obudziła. Damy pani teraz chwilę odpocząć, a za jakąś godzinę zaczniemy badania. Pan tymczasem może zostać w sali, potrzebny jej teraz ktoś bliski - zakończywszy rozmowę, wyszedł z pokoju.
Spojrzałam jeszcze raz na Payna. W jego oczach były widoczne żal i cierpienie. Po jego twarzy spływały kolejne łzy.
L: Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? - jego płacz się nasilił.
Nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa. Było mi wstyd, zachowałam się jak dziecko. Jak długo chciałam to jeszcze przed nim ukrywać? Czy jego łzy i ból to nie zbyt wysoka cena? Ale teraz to już nie ważne... On wie.
L: Powiedz, proszę, dlaczego? Dlaczego nie powiedziałaś mi, że masz białaczkę?
Tak właśnie, białaczkę. To jest ta tajemnica. Bałam się, że jak się dowie, to pozostanie przy mnie tylko z litości. Jak mogłam być tak głupia? Przecież znam Liama od lat i wiem, że on szczerze mnie kocha. I mam nadzieję, że już zawsze będzie.
Ja: Przepraszam - powiedziałam cicho, lecz na tyle głośno, by to usłyszał. - Chciałam ci powiedzieć, ale nie potrafiłam. Przepraszam cię Liam, ja naprawdę próbowałam... Przepraszam.
L: Już dobrze, nie powinienem na ciebie tak naciskać - przytulił mnie do siebie opiekuńczo. - Najważniejsze, że nadal żyjesz.
Ja: Ale Liam, wiesz, że nie zostało mi dużo życia, prawda? - z moich oczu wylewał się potok łez.
L: Niestety, zdaję sobie z tego sprawę - on również zaczął płakać. - Ale postaram się spędzić każdą chwilę z tobą, będziemy razem, aż do końca - pocałował mnie w czoło.
   Dni mijały, a Liam cały czas był przy mnie. Wspierał mnie i opiekował się mną 24 godziny na dobę. Był niezastąpiony, nie wiem, co bym bez niego zrobiła. Z każdym dniem moje siły słabły, ale dla niego starałam się wytrzymać jak najdłużej.
   Któregoś dnia siedziałam z moim skarbem w parku, gdzie karmiliśmy ptaki. Widok był przepiękny, dzieci bawiące się na placu zabaw, zakochane pary spacerujące pomiędzy drzewami, na które padały jasne promienie słońca. Już mięliśmy wracać do domu, gdy nagle przy wstawaniu z ławki upadłam na ziemię. Poczułam przeszywający ból w klatce piersiowej. Tak, nadszedł mój czas. Powoli traciłam kontakt z rzeczywistością. Ostatnie, co pamiętam, to jego gorzkie łzy i silne ramiona, które za wszelką cenę próbowały przywrócić mnie do życia.
   Umarłam, ale za to w pięknym miejscu, przy mojej miłości. Jestem spełniona, odchodzę i czekam tu na niego. Gdy do mnie dołączy, połączymy się na wieczność.  


------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak wrażenie? Następnego imagina dodam dopiero, jak zaczniecie komentować! Mam nadzieję, że to was przynajmniej zmobilizuje :)
HeartAttack

wtorek, 13 listopada 2012

Summer love cz.5

Co ten Liam tak długo tam robi!? Ooo!, właśnie z niej wychodzi i to z ogromnym tortem w rękach.
Ja: Co to za okazja? - spytałam zdezorientowana.
Li: A musi być okazja żeby zjeść coś dobrego? My takie pyszności jemy ciągle.
Ja: Ale on jest ogromny! Kto to zje!? Przecież ten tort ma trzy piętra! - nie ukrywałam zdziwieni.
Li: Odlicz połowę dla Nialla - wszyscy zaczęli się śmiać.
Ja: To jak? Śpiewamy najpierw czy jemy? Bo ja bym się od razu za tort zabrała... - oblizałam usta ze smakiem.
Lo: Hahahaha, idealnie tu pasujesz! Oczywiście, że pozbywamy się tortu! - odparł Tommo, zabierając się za krojenie.
Każde piętro tego pysznie wyglądającego wypieku było innego smaku. Górne było czekoladowe, pośrednie toffi, a dolne śmietankowe. Me gusta! Zjedliśmy go w try migach - oczywiście był przepyszny, w życiu lepszego nie jadłam! Na dodatek pochłonęłam aż pięć kawałków, co nie zdarza mi się często.
H: Dziewczyno, ale ty masz spust! Gdzie ty to mieścisz... ? A zresztą, co ja się dziwie, przecież znam Nialla! - po tych słowach zaczęłam się śmiać nieopanowanym, trochę dziwnie brzmiącym śmiechem.
Chłopcy to patrzyli na mnie ze zdziwieniem, to chichotali pod nosem.
Ja: Czemu się tak na mnie patrzycie? Mam coś na twarzy? Może został mi kawałek tortu? - przetarłam ją delikatnie ręką.
Lo: Masz fajny śmiech... - znowu zaczął chichotać, mając z tego niezły ubaw.
Ja: O Boże, nie dobijaj mnie, staram się nie śmiać zbyt głośno, bo mój śmiech jest straszny! - dosłownie miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
H: Jest słodki - posłał mi onieśmielający uśmiech.
Zawstydziłam się i choć starałam się ukryć rumieńce na policzkach, on je zauważył i ponownie się uśmiechnął. Gdy ochłonęłam, kontynuowałam rozmowę.
Ja: Ooo!, zapomniałam wam powiedzieć, kiedy opowiadałam o sobie, że moim kolejnym hobby jest tworzenie nieziemskich wypieków i innych deserów. - Ach, ta skromność! - Może kiedyś coś dla was upiekę?
N: Najlepiej jutro, zaraz wsiadamy i jedziemy po produkty! - powiedział z radością małego dziecka, które właśnie dostało lizaka.
Salwy śmiechu rozeszły się po obszernym salonie. Ciekawe, który to już raz dzisiaj?
Ja: Hahaha, Niall, spokojnie. Dzisiaj jest tort, więc moje ciasto kiedy indziej, okay?
N: Pfff, ja tam mogę je jeść codziennie. - odparł nie ukrywając zażenowania.
Li: No oczywiście, ty w ogóle uwielbiasz jeść COKOLWIEK!
N: Oj tam, oj tam! Co z tego, że lubię jeść? - lekko się oburzył.
Ja: Nic, nic. Przynajmniej nam w anoreksje nie popadniesz, chuderlaku! Jak to możliwe, że ty nie tyjesz? Ale wracając do tematu: jak ci tak bardzo zależy, to mogę jutro upiec... Przyjedźcie do domu mojej cioci około 14. Myślę, że do tej godziny się uwinę.
N: Jesteś wspaniała - wstał z kanapy, po czym podszedł i przytulił się o moich pleców, ściskając moje ramiona.
Ja: Jak miło~! Lubię, jak mnie przytulasz - odwróciłam się do niego i puściłam mu oczko.
H: No to śpiewamy czy nie!? - wyrwał się nagle, co dziwniejsze, prawie to wykrzyczał. Niall wypuścił mnie ze swoich objęć i ponownie usiadł, równie zaskoczony jego reakcją, co ja.
Ja: Jjjasne - zaczęłam się lekko jąkać. - Ale pamiętajcie, po pierwsze: muszę zdobyć produkty na ciasto, po drugie: nie wiem, czy ciocia ma jakieś blachy - myślałam głośno.
Lo: To wpadniemy po ciebie z rana i upieczesz u nas... - zaproponował Louis.
Z: A ja mam lepszy pomysł... Zostań na noc! - rzucił inną propozycję Malik.
Ja: Co!? Nie... ! Ja nie bardzo mogę, bo ciocia i w ogóle..., zresztą nie chcę wam się narzucać... - nawijałam, niepewna tego zamieszania.
N: Ależ się nie narzucasz, zadzwoń i zapytaj się, może akurat ci pozwoli?
Ja: No, nie wiem... - nie byłam przekonana, co do tego pomysłu, chociaż żal mi było ich opuszczać, nawet jeśli wiedziałam, że i tak zobaczymy się jutro.
H: Nie daj się prosić!
Wszyscy: Zostań! Zostań! - krzyknęli chórem, ja tylko się zaśmiałam pod nosem.
Ja: Oj, w porządku! Już dzwonię!
Wstałam i szybkim krokiem wyszłam przed dom, by móc w spokoju wykonać telefon. Za mną podążył Harry.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kolejny rozdział za nami.
Jednokierunkowych! :)
HeartAttak

niedziela, 11 listopada 2012

Summer love cz.4

Zeszliśmy do salonu i usadowiliśmy się na kanapie.
Ja: To powiedzcie, kiedy dokładnie zaczyna się ta impreza i kto na niej będzie... ?
Li: Będziemy tylko my w 6 i zasadniczo już możemy ją zaczynać! - powiedział ucieszony, po czym wstał i poszedł na chwilę do kuchni.
Uff, odetchnęłam z ulgą. Cieszyłam się, że będę tylko ja i chłopcy, ponieważ chciałam ich lepiej poznać, a jakaś grubsza impreza by mi to uniemożliwiała. Z tego, co słyszałam, te ich "małe" imprezki to po prostu siedzenie w salonie w dobrym towarzystwie. Oby... Z zamyślenia wyrwał mnie Liam, który właśnie wychodził z kuchni z ogromnym półmiskiem przekąsek.
Ja: Może ci pomóc? Przynieść coś jeszcze?
Li: Nie, nie trzeba, dam sobie radę. Zresztą jesteś gościem, to my się tobą dziś zajmiemy, ale dziękuję za chęci - puścił do mnie oczko i poszedł po resztę smakołyków.
N: Tak w ogóle [t.i], skąd jesteś?
Ja: Przyjechałam z Polski, a tak dokładniej z Sopotu, to takie miasto przy samym Bałtyku.
N: A czym się interesujesz? Co robisz w wolnym czasie? 
Ja: Hmm... Lubię chemię, dalej... Uwielbiam wszystko, co związane z muzyką: śpiew, taniec, granie na instrumentach muzycznych, a najbardziej na gitarze.
N: Serio!? - powiedział wyraźnie zdziwiony i gwałtownie poderwał się z miejsca. - Ja też uwielbiam grać! Zaczekaj chwilę, zaraz ci coś przyniosę.
Po tych słowach wyszedł z pokoju. Siedzieliśmy w ciszy, dopóki Harry się nie odezwał.
H: A na jakim kierunku jesteś? Pewnie związanym z chemią...
Ja: Nie rozumiem... - byłam lekko zdezorientowana.
H: No w liceum, chyba, że już jesteś na studiach... ?
Ja: Ja jeszcze nie chodzę do liceum, a tym bardziej  nie jestem na studiach... - chciałam skończyć, ale mi przerwano.
Z: [t.i], to ile ty masz lat?! - zapytał, oczekując na szybką odpowiedź.
Ja: 15, prawie 16. Po wakacjach zaczynam liceum, najprawdopodobniej na profilu biologiczno-chemicznym, ale jeszcze nie dostałam potwierdzenia ze szkoły - skończyłam się tłumaczyć, widząc miny chłopaków.
Zrobili wielkie oczy, które równały się rozmiarem pięcio-złotówce. Zaczynało mnie to przerażać. O szlak, a jak sobie pomyślą, że jestem jakaś gówniarą czy co... ? Teraz czekałam tylko na ich reakcję.
N: Co tu tak cicho? - ich wzrok skierował się na niego. - No co?
Lo: Wiedziałeś, że [t.i] ma 15 lat? No prawie 16, ale mniejsza. Nie wygląda, prawda? - uśmiechnął się do blondaska; nareszcie jego twarz przybrała normalny wygląd.
Zayn już też ochłonął, ale Harry wciąż siedział, pogrążony w szoku.
N: Naprawdę? Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że jesteś taka młoda, bo nie wyglądasz na swój wiek, ale przecież to tylko liczba...
Ja: Niestety, to wszystko przez ten wzrost - no tak, moje 178 cm wzrostu naprawdę dodaje mi lat.
N: Zobacz, co przyniosłem - ręką wskazał na gitarę. - Może coś zagramy, pośpiewamy?
Ja: Bardzo chętnie, tylko, że ja nigdy nie śpiewam publicznie, bo nie umiem i nie chcę się ośmieszać... Ale chętnie posłucham, jak wy śpiewacie.
Z: No dawaj, jesteśmy tylko my, nie masz się kogo wstydzić.
Tak... Tylko oni! Tym bardziej nie zbłaźnię się przed moimi idolami! Chociaż w sumie, co mi szkodzi... Będą tego słuchać na własne życzenie...
Ja: No dobrze, ale tylko jak będziemy śpiewać chórem. Bez solówek proszę!, znaczy, no... wy tak, ja nie. Poza tym rezerwuję gitarę - odparłam z iskierkami w oczach.
N: Ej, no! Będziemy grać na zmianę! - zbulwersował się blondyn.
Ja: W porządku, Nialluś, podzielimy się - uśmiechnęłam się do niego, a on to odwzajemnił.
H: To może na dobry początek zaśpiewamy "Gotta be you" ?
Li: Niedobry Hazza! - krzyknął Liam z kuchni. - Loczek chce się popisać swoją solówką w refrenie!
H: No chyba nie! Po prosu bardzo ją lubię! A ty Li masz inne rzeczy do roboty, więc nie podsłuchuj! - powiedział żartobliwie.
Ja: Niech będzie, na szczęście umiem ją zagrać. - szeroko się uśmiechnęłam, nie ukrywając samozadowolenia.
Co ten Liam tak długo tam robi!? Ooo, właśnie wychodzi i to z ogromnym tortem w rękach!


------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Słuchaliście wywiad Louisa i Zayna dla RMFmaxxx? I jak wrażenia?
Mi osobiście najbardziej spodobało się pytanie o ideał dziewczyny.
Odpowiedź brzmiała, że musi mieć poczucie humoru i nie traktować siebie oraz życia zbyt poważnie i jeszcze ma być spokojna. Hmm, raczej za spokojna to ja nie jestem :/
HeartAttack

czwartek, 8 listopada 2012

Imagin z Zaynem

Siema Biczyzzz! Tak jak napisałam wcześniej, na życzenie czytelników piszę dodatkowe imaginy o wybranych bohaterach. Madzia, moja przyjaciółka poprosiła mnie o romantyczny z Zaynem. A więc oto on, mam nadzieję, że Ci się spodoba. Miłego czytania :)
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
   Jesteś z Zaynem już jakieś pół roku. Kochasz go i myślisz o nim bardzo poważnie. Jest on miłością twojego życia. Pewnego dnia budzisz się i widzisz, że Zayna nie ma u twojego boku. Zaniepokoiłaś się troszeczkę. Sięgnęłaś po telefon i zadzwoniłaś do Malika. Po 2 sygnałach odebrał.
M: Cześć kochanie. Gdzie jesteś?
N: Zayn nie może rozmawiać. Tu Niall przy telefonie. Oddzwoni do Ciebie. - powiedział lekko speszony.
M: No dobra.. Trzymaj się. - po tych słowach odłożyłaś słuchawkę.
Hmmm... To nie w stylu Zayna.
   Poszłaś do łazienki ogarnąć się, wyszłaś po kilku minutach, po czym zeszłaś na dół na śniadanie. Gdy już zjadłaś, poszłaś do salonu oglądać telewizję. Czas ci szybko mijał, bo leciał maraton twojego ulubionego serialu "Plotkary". Nastał wieczór, a Malika wciąż nie ma w domu. Nawet nie zadzwonił! Nagle słyszysz otwierające się drzwi wejściowe. Gwałtownie wstałaś z kanapy, by sprawdzić, kto to. Zobaczyłaś Nialla.
N: Madzia, przyjechałem po ciebie! - szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy.
M: Ale jak? No, o co chodzi?! Gdzie Zayn? - zapytałaś zdezorientowana.
N: Zayn kazał mi po ciebie przyjechać, masz pół godziny, ubierz się ładnie.
M: No dobrze, już idę - i poszłaś do sypialni, nie zadając więcej zbędnych pytań.
Wzięłaś szybko prysznic i umalowałaś się delikatnie, ponieważ lubiłaś wyglądać naturalnie. Ubrałaś na siebie czerwoną, zwiewną sukienkę a do tego czarne szpilki. Poprawiłaś jeszcze włosy i zeszłaś na dół. Niall zmierzył cię wzrokiem, nie ukrywając zachwytu.
N: Pięknie wyglądasz, Zayn to prawdziwy szczęściarz.
Odwróciłaś głowę, by ukryć zawstydzenie.
M: Dziękuję - uśmiechnęłaś się do niego uroczo.
Niall jak dżentelmen otworzył ci drzwi do samochodu.
M: To gdzie jedziemy? - powiedziałaś podekscytowana.
N: A to niespodzianka! - odparł z łobuziarskim uśmieszkiem.
Uwielbiałaś niespodzianki, już nie mogłaś się doczekać. Malik to niepoprawny romantyk, po nim można się spodziewać wszystkiego. Jakby to ująć, jest po prostu nieprzewidywalny. Pojechaliśmy gdzieś za miasto. Stanęliśmy przy jakimś lasku.
N: Piękna, tutaj cię zostawiam.
M: Ale gdzie jest Zayn?
N: Zaraz na pewno go zauważysz. Pa, mała.
Mała? Jestem prawie jego wzrostu! Żebym ja go nie wyzwała od leprechaunów!
Wysiadłaś z auta i wzrokiem szukałaś swojego ukochanego. Tak jak mówił Niall, Zayn nie kazał ci długo na siebie czekać. Gdy zauważył twoją obecność, podszedł do ciebie. Rzuciłaś mu się w w ramiona i zaczęłaś go namiętnie całować. Wasz pocałunek był czuły, jak i pełen pożądania.
M: Tęskniłam - powiedziałaś patrząc mu prosto w oczy.
Ręce zarzuciłaś na jego szyi.
Z: Przecież widzieliśmy się wczoraj wieczorem...
M: No właśnie, aż wczoraj wieczorem! -  powiedziałaś, zgrywając oburzoną.
Z: Zapraszam panią tutaj - zmienił temat, wskazując to miejsce.
Wow! Dopiero teraz zauważyłaś, co Zayn przygotował. Na pięknej polanie przy lasku znajdował się rozłożony koc, a na nim koszyk piknikowy wypełniony owocami. Dookoła były rozłożone świece, które nadawały romantyczny nastrój. Usiedliście na wcześniej wymienionym kocu.
Z: Mam coś dla ciebie - zza pleców wyjął czerwoną różę i małe pudełeczko tego samego koloru.
Otworzył je, a twoim oczom ukazał się piękny naszyjnik z zawieszką w kształcie jabłka. Od razu przypomniało ci się wasze pierwsze spotkanie; mianowicie oboje pracowaliście w sadzie przy jednym drzewie, gdzie razem zbieraliście ten pyszny owoc. Zakochałaś się w nim od pierwszego wejrzenia. Zayn odgarnął twoje włosy na jeden boki i zapiął ci łańcuszek na szyi, zaś różę włożył koszyka.
M: Skarbie, jaki on piękny! Pamiętałeś... nasze pierwsze spotkanie. Dziękuję, ale z jakiej to okazji?
Z: Z żadnej, po prostu lubię widzieć jak się uśmiechasz. I oczywiście, że pamiętałem... Jak mógłbym zapomnieć najwspanialszą chwilę w moim życiu, w której spotkałem ciebie?
M: Och Zayn, nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham! - po tych słowach po twoim policzku spłynęła samotna łza szczęścia.
Malik otarł ją troskliwie ręką z twojego policzka.
Z: Ja ciebie też, kotku - pochylił się nad tobą i złożył na twoich ustach delikatny pocałunek.
M: I żeby ta chwila trwała wiecznie... Na zawsze razem?
Z: Na zawsze - ponownie złączyliście się w długim pocałunku.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jestem zadowolona z tego imagina, myślę, że przyjemnie się go czyta.
A i przy okazji dziękuję za pomoc Natalii, która pomogła mi doprowadzić tekst do porządku.
HeartAttack

środa, 7 listopada 2012

Summer love cz.3

C: Oczywiście, że możesz, ufam Ci... Tylko nie wracaj zbyt późno i pamiętaj, że jestem pod telefonem.
Ja: Och, ciociu, naprawdę mogę!? Dziękuję, dziękuję, dziękuję!- zatańczyłam taniec szczęścia, przeplatany z podskokami i wymachiwaniami rękoma, po czym złapałam ją za ramię i cmoknęłam w policzek przed wyjściem. Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź z jej strony, pobiegłam do pokoju po telefon. Wybrałam numer blondyna i wcisnęłam zieloną słuchawkę.
Ja: To co? Za ile po mnie wpadniecie? - powiedziałam bardzo podekscytowana.
N: Co? Jednak możesz?! To super! Wpadnę za jakieś pół godziny, wyślij mi sms'em adres. - odparł równie entuzjastycznie.
Ja: Spoko, do zobaczenia - rozłączyłam się. Wysłałam wiadomość, o którą poprosił mnie Niall i postanowiłam się ogarnąć. Wzięłam szybki prysznic, uczesałam się i lekko umalowałam. Ubrałam na siebie białą bokserkę, czerwone rurki i białe konwersy.
   Nawet nie zauważyłam, a zleciało trzydzieści minut. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Podeszłam i otworzyłam je. Stali tam wszyscy chłopcy z One Direction, prócz Harrego.
Ja: Siema, boys! Jestem [t.i], ale to już pewnie wiecie. Miło was poznać - przytuliłam każdego po kolei.
N: Pięknie wyglądasz... - powiedział nieśmiało.
Ja: Dziękuję, wy też wyglądacie... znaczy, no ten, tak elegancko - prawie palnęłam głupotę. Zawstydziłam się, oni natomiast odpowiedzieli uśmiechem. - A gdzie Harry? Myślałam, że wszyscy jedziemy do Milkshake City... - powiedziałam, ukrywając zawiedziony ton.
Li: Mała zmiana planów... Jedziemy do nas, Hazza został, by uszykować dom na naszą małą imprezkę.
Impreza?! Ale ja nie jestem gotowa! Zresztą zapewniłam ciocię, że jedziemy wypić shake'y, a nie do nich do domu. Na dodatek na balangę... Ale wtopa!
Ja: Jaka znów impreza?! Ale... - przerwano mi w połowie zdania.
Lo: Spokojnie, będziemy grzeczni - łobuziarski uśmieszek pojawił się na jego twarzy, kiedy mi wcale nie było do śmiechu. Odwrotnie, zaczynam się bać!
Ja: No dobra, niech wam będzie! Ale żeby nie było za grubo! Pamiętajcie, żadnego przypału! - pogroziłam im wskazującym palcem.
N: Wyluzuj, tak jak Louis powiedział, będziemy grzeczni. - posłał mi uroczy uśmiech.
I powiedzcie, jak tu mu odmówić!? Przecież to nie wykonalne! Wpakowaliśmy się do samochodu i wyruszyliśmy w drogę do posiadłości chłopców.
   Po jakimś czasie podjechaliśmy pod ogromną willę. Uhuhu! Pierwszy raz na oczy widzę taką wielką chatę!
Ja: Wow! Wy tu mieszkacie?! Wygląda jak hotel, i to na jeden z tych najbardziej wypasionych! - wykrzyknęłam zaskoczona, na co oni zareagowali śmiechem.
Otworzyli bramę i skierowaliśmy się do środka.
N: Witaj w domu One Direction! Jak ci się podoba?
Ja: Jaaa... - mimo woli rozwarłam szeroko usta. - W środku jeszcze fajniejszy niż na zewnątrz!
Z: Cieszę się, że ci się podoba. Coś nigdzie nie widzę Hazzy... Pójdę po niego! - i ruszył w kierunku wejścia prowadzącego na kolejne piętro.
Li: Spoko, my w tym czasie pokarzemy [t.i] dom.
Weszliśmy na górę po schodach. Po drodze podziwiałam ściany zapełnione obrazami z czasów nowożytnych. A skąd to wiem? Nie chcę się chwalić, ale szóstki z plastyki nie ma się bez powodu. Gdy już pokonaliśmy wszystkie schody, moim oczom ukazał się długi korytarz pełen drzwi . Och, zaraz się dowiem jakie tajemnice one kryją. No to zaczynamy zwiedzanie! Pierwszy pokój - Liama. Wszystko ładnie poukładane, ten to trzyma porządek! Aż się zdziwię, że to pokój chłopaka! Stało tam dwuosobowe łóżko, komoda, szafa i telewizor. Było w nim naprawdę przytulnie. Drugi pokój - Louisa. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to jego gołąb Kevin, którego ubóstwiam. Z resztą jak każda Directioners... Stało tam także łoże, a przy nim szafka ze zdjęciami. Podeszłam i zaczęłam je kolejno oglądać.
Ja: Louis, ale z ciebie słodki dzieciak był... - rozczuliłam się nad fotografią małego Tomlinsonka grającego w piłkę.
Lo: No wiesz ty co?! Ja nadal jestem słodziakiem! Nie widać?! - zrobił maślane oczka na znak poparcia swojego zdania.
Li: Oczywiście, w to nie wątpimy - puścił do mnie oczko, po czym podszedł do Marchewkowego i poklepał go po głowie.
Trzeci pokój - Zayna. Szczególnie widoczne było biurko, a na nim najnowszy model komputera marki Apple.
Ja: O kurde! Jaki sprzęcior! Nie pogadasz!
Chłopcy uśmiechnęli się pod nosem. Poza tym znajdowała sie tu duża sofa i pełno luster. No tak, czego innego można się było spodziewać po Zaynie? Czwarty pokój - Nialla. Było w nim pełno najróżniejszego jedzenia, nawet zdjęcia wykwintnych dań. Okay, każdy ma swoje zboczenia, co nie znaczy jednak, że mnie to nie śmieszy. Zaczęłam się tak głośno i niepohamowanie brechać, że myślałam, że nie wyrobię. 1D spojrzało się na mnie i zrobiło to samo.  I ostatni pokój - Harrego. Weszliśmy tam i zobaczyliśmy Hazzę przekomarzającego się z Zaynem.
H: Nie prawda, lepiej bez krawatu!
Z: Zakładaj ten krawat i nie marudź! - po tych słowach swój wzrok skierował na mnie.
Ja: Cześć, Harry! Jestem [t.i], miło mi cię w końcu poznać - przywitałam się,  ściskając jego dłoń. Jego zachowanie było nieco podejrzane. Stał jak wryty, niczym marmurowy posąg i nie wydobył z siebie ani słowa. To dziwne. Może powinnam była się nie odzywać...? W sumie, nic takiego nie powiedziałam...
H: Cz-cz-cześć, ja Harrrry, ten no Styles, i tego, yyy, może pójdziemy na dół? - spojrzał błagalnie w stronę chłopców, co nie umknęło mojej czujnej uwadze.
O co mu może chodzić? On się tak zawsze zachowuje czy jak? A może mnie nie polubił? Ale zasadniczo nie zrobiłam nic złego, tylko kulturalnie się przywitałam...
Zeszliśmy do salonu i usadowiliśmy się na kanapie.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak wiem, miałam dodać dzisiaj tylko jeden rozdział, a ten jest już trzeci ;)
Czekam na komentarze! :)
A tak w ogóle, widzieliście? Louis i Zayn powiedzieli: "Kochamy Was!" po polsku!
Ale się jaram! ^^
HeartAttack

Summer love cz.2

Rozwinęłam kartkę i pierwsze, co przykuło moją uwagę, to bardzo kunsztowne pismo. Uśmiechnęłam się pod nosem, czytając pozostawioną mi wiadomość.
"Zadzwoń, jak będziesz miała chwilkę. Pewnie z chęcią poznasz resztę chłopaków! :)
                                                                                                                  xxx-xxx-xxx, Niall".
A to spryciarz! Musiał mi ją potajemnie włożyć, jak się żegnaliśmy. Szybko chwyciłam za telefon i zapisałam numer Nialla w kontaktach. Zadzwonić teraz czy nie? Nie chcę się narzucać, ale z drugiej strony... A, raz kozie śmierć! Dzwonię! Słyszę sygnał, drugi, trzeci i nagle jakiś szelest. Jednak odebrał!
N: Halo?
Ja: Siema, tu [t.i]. Cwaniak z ciebie, zorientowałam się, że mam tę karteczkę w kieszeni dopiero w domu... A tak w ogóle, to co tam u ciebie słychać? Co porabiasz?
N: Ooo, miło, że dzwonisz. Właśnie siedzę w salonie z chłopakami i jemy kanapki.
Ja: No Niall, przyznaj się, ile już wszamałeś? Tylko nie kłam!
Nagle usłyszałam głośny śmiech chłopców w tle. Czyżby słyszeli naszą rozmowę? Boże, proszę, błagam, nie!
Ja: Ej... Oni słyszą to wszystko? - zapytałam niepewnie. 
N: Oj, zapomniałem ci powiedzieć. Jesteś na głośno mówiącym...
Ale beznadzieja. Głupek z tego Nialla! Teraz chłopaki na pewno mnie nie polubią, nie ma szans. 
Lo: Hahahaha, jaki pocisk! Już cię lubię! - wykrzyczał uradowany Louis.
Najwyraźniej się myliłam. Nie ukrywam, kamień spadł mi z serca.
Ja: Dzięki, dzięki. Wiem, że jestem zdolna - odparłam, tym razem pewniejsza siebie.
H: Jaka skromna, lubię takie! Niall, chętnie poznam twoją koleżankę.
Czy ja dobrze słyszałam? Harry powiedział, że lubi takie dziewczyny!? I do tego chce mnie poznać! Jezu, Jezu, Jezu! Chyba zaraz eksploduję ze szczęścia! To się dzieję na prawdę?
Lo: Harry, nie nakręcaj się, zboczeńcu! - ach, ta ich szczerość.
N: No widzisz, onieśmieliłeś ją, bo się nie odzywa! Niedobry Hazza, niedobry!
H: Co na mnie od razu siadasz? To wcale nie musi być moja wina! Może to Louisa się przestraszyła i teraz jest w długotrwałym szoku?!
Tak, jestem w długotrwałym szoku, ale nie z tego powodu, kochaniutki.
Ja: Hahahaha, ogar, głupki! Po prostu się zamyśliłam! - umiejętnie z tego wymknęłam.
N: To co, kiedy się widzimy?
Z: Wpadaj do nas! - wykrzyczał z wyraźną ekscytacją w głosie.
Li: No pewnie, zaraz po ciebie jedziemy! - poparł go Louis.
Ja: Ej, ej, przystopujcie trochę! Najpierw muszę o tym pogadać z ciocią! Z resztą nie wiem, czy puści mnie samą z pięcioma chłopakami, których nawet nie zna!
Li: Bez przesady, będę ich pilnował!
Ja: Dobra, poczekajcie moment. Zaraz do was oddzwonię i powiem, czy mogę gdzieś z wami wyruszyć... A takie pytanie trochę z innej beczki: jaki w ogóle jest plan? Bo muszę jej wszystko wyjaśnić...
Li: To może wybierzemy się do Milkshake City? Powiedz cioci, że odwieziemy cię przed 22. Chyba, że...? - nie dokończył, bo zagłuszyło go głupie rechotanie chłopaków.
Ja: Oj, Liam, od ciebie spodziewałam się większej powagi, a wychodzi na to, że ty niedobrym chłopczykiem jesteś... - usłyszeli selwę dźwięcznego śmiechu. 
Z resztą nie tylko ja się śmiałam, całe One Direction poszło w moje ślady.
Ja: Okay! Idę, bo w tym tempie prędko nie skończymy. Zadzwonię. Papatki! 
Wszyscy: Pa! - pożegnali się chórem.
Och, istni wariaci! Już ich kocham, ba, zawsze kochałam, ale okazali się jeszcze fajniejsi niż przypuszczałam. I czemu wcześniej myślałam, że bardziej się nie da? Musiałam być naiwna.
Zbiegłam po schodach i weszłam do salonu, gdzie tymczasem przesiadywała moja ciocia.
C: Ooo, [t.i] dobrze, że jesteś! Właśnie miałam cię zawołać. Posłuchaj, mam złą wiadomość. Zostałam nagle wezwana do pracy w bardzo pilnej sprawie i muszę natychmiast jechać. Jak będziesz czegoś potrzebowała, to dzwoń - zaczęła się pośpiesznie ubierać do wyjścia.
Ja: Ciociu, czekaj! Chciałam cię jeszcze zapytać, czy mogę jechać z Niallem i jego kumplami, czyli tym chłopakiem, do Milkshake City? No, chodzi o tego blondyna z lotniska... - kurcze, wszystko pokręciłam! A przecież przygotowałam w głowie piękną mowę, brzmiącą o wiele lepiej od tego, co przed chwilą wydukałam, ale jak zwykle musiałam skiepścić sprawę. - Zrozumiem, jak nie będziesz chciała mnie puścić... - nie dokończyłam smętnego zdania, bo ciocia mi przerwała. 
C: Oczywiście, że...

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Oto kolejny rozdział. 
HeartAttack

Summer love cz.1

   W końcu nadszedł ten dzień - zakończenie roku szkolnego, co oczywiście równało się z początkiem wakacji i moim wyjazdem do Londynu. Cieszyłam się, że w końcu odwiedzę ciocię i może przy okazji spotkam członków mojego ulubionego zespołu - One Direction. Już nie mogłam się doczekać. Zakończenie trwało zadziwiająco krótko i ten fakt ucieszył mnie, ponieważ miałam więcej czasu na przygotowanie się do wyjazdu. Pożegnałam się ze znajomymi i czym prędzej wróciłam do domu. Nastał wieczór. Dokładnie spakowana i gotowa do wyjazdu, poszłam do łóżka. W głowie miałam tylko jedną myśl: JUŻ JUTRO LONDYN! Z przypływu coraz to większych emocji, radości i podniecenia, nie mogłam zmrużyć oka. Dopiero po północy nareszcie udało mi się zasnąć.
   Choć zegarek wskazywał zaledwie 6 rano, ja jestem już na nogach. Sprawdziłam jeszcze raz bagaż - chyba po raz tysięczny. Musiałam być pewna, że wszystko zabrałam. W samo południe miałam wylot z lotniska, więc o 10 mięliśmy wyjechać z domu. Poszłam zjeść śniadanie, ogarnęłam się i byłam gotowa do wyjścia. Czekałam jeszcze chwilę na rodziców. Gdy przyszli, wsiedliśmy razem do samochodu i ruszyliśmy w drogę.
   Dotarliśmy na lotnisko. Och, na tę chwilę czekałam od wieków. W końcu nadeszła! Pożegnałam się z mamą i tatą, po czym poszłam na odprawę. To był mój pierwszy lot samolotem, więc strasznie się bałam. Później okazało się, że wcale nie było tak źle, jak to sobie na początku wyobrażałam. Moje pierwsze słowa po wyjściu z samolotu: "O Boże, przeżyłam!". Po tym monologu uklęknęłam i zaczęłam głośno dziękować za zachowane życie. Nagle zauważyłam, że spogląda na mnie jakiś chłopak, śmiejąc się przy tym cicho. Lekko oburzona, chociaż z wielkim uśmiechem na twarzy, podeszłam do niego. 
Ja: I z czego się tak cieszysz?! Nigdy nie widziałeś porąbanego człowieka, który inaczej nie umie okazać radości z tego, że żyje?! - zaczęłam się śmiać z własnych słów.
On spojrzał się na mnie nieco zdziwiony, gdzieś na jego twarzy przewinęło się też zawstydzenie, ale po chwili zaczął się brechać razem ze mną. Był on blondynem o błękitnych oczach. Od razu go polubiłam.
On: Śmiałem się z tego powodu, że zareagowałem dokładnie tak samo po moim pierwszym locie i nie spodziewałem się, że istnieje ktoś, kto jest tak samo dziwny jak ja. 
Znowu zaczęliśmy się śmiać.
On: Tak w ogóle to nazywam się Niall - uśmiechnął się szeroko.
Ja: Cześć, ja jestem [t.i] - odwzajemniłam uśmiech. - Czekaj, czekaj, skądś cię znam, chociaż to dziwne, bo pierwszy raz jestem w Londynie...
N: Może to dlatego, że należę do zespołu One Direction.
Nie mogłam w to uwierzyć! Właśnie przede mną stoi Niall Horan. TEN Niall Horan! Jak mogłam go nie poznać?! Przecież dobrze wiedziałam jak wygląda skład 1D, co więcej, mogłam ich opisać ze szczegółami. Z zamyślenia wyrwał mnie blondynek.
N: To ciekawe, że mnie nie poznałaś, nawet jako Directioner...
Ja: Skąd wiesz, że nią jestem? Przecież Ci tego nie powiedziałam...
N: Bransoletka - wskazał na moją dłoń.
Och, no tak, przecież ja jej nigdy nie ściągam. Uśmiechnęłam się delikatnie, nie wiedząc, co powiedzieć.
Ja: Mogę prosić o autograf? I zdjęcie? - zapytałam bez większego namysłu. To jedyne, co przyszło mi do głowy.
N: Jasne, tak pięknej dziewczynie się nie odmawia.
Moja twarz przybrała kolor dojrzałego pomidora, modliłam się w myślach by jak najszybciej wróciła jej naturalna barwa. Gdy już ochłonęłam, zrobiłam sobie z nim upragnioną fotkę. Była śliczna, choć siebie bym stąd wycięła. Ach, ta pewność siebie... Wyjął z kieszeni kartkę i coś na niej napisał. 
N: Dam ci ją, ale to potem - wygiął wargi w słodkim uśmiechu.
Ja: W porządku, czemu nie... Ale ciekawość aż mnie zżera od środka. 
Nagle usłyszałam dobrze znany mi głos.
C: [t.i], gdzie jesteś? - szukała mnie ciocia. Po jej minie wywnioskowałam, że jest zła. O, nie! Właśnie sobie przypomniałam, że miałam do niej zadzwonić zaraz po przylocie, ale całkiem o tym zapomniałam. To wszystko przez Nialla!
Ja: Tu jestem, ciociu! - stanęłam przed nią, zdyszana po szybkim sprincie. - Przepraszam, że musiałaś mnie szukać, ale zagadałam się z Niallem i całkiem o cioci zapomniałam... Jeszcze raz przepraszam!
C: Nic się nie stało, ale strasznie się martwiłam! Już myślałam, że mi się zgubiłaś - przytuliła mnie opiekuńczo.
Gdy już się wyrwałam z objęć ciotuli, wróciłam się do Nialla.
Ja: Niestety musimy się pożegnać. Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy... - uśmiechnęłam się, starając zatuszować smutek, który niemiłosiernie kuł mnie w serce. 
N: Ja też mam taką nadzieję - pocałował mnie w policzek i pokazał szereg swoich śnieżobiałych zębów.
Przytuliłam go na pożegnanie, po czym obserwowałam jego oddalającą się sylwetkę. Stałam jeszcze chwilę w miejscu, rozmawiając z ciocią, gdy nagle przypomniało mi się, że Niall zapomniał dać mi tę karteczkę! Ale przecież nie będę za nim biegła, bo już dawno zniknął mi z pola widzenia. Westchnęłam zawiedziona. Wzięłam swój bagaż i razem ruszyłyśmy do auta.
   Po jakimś czasie dojechałyśmy. Ciocia Ada (bo tak jej na imię) mieszkała w pięknej okolicy. Wokół rozprzestrzeniały się piękne posiadłości, dokładniej tak zwane "bliźniaki". Każdy miał czerwony dach i beżowe ściany. Dookoła było pełno zieleni; najwyraźniej ciocia i jej sąsiedzi bardzo dbali o środowisko, a ich ogrody to istne dzieła sztuki. Weszłam do domu i poszłam do wyznaczonego przez kobietę pokoju. Stała tam duża szafa z orzechowego drewna, biurko i ogromne łóżko. Był dosłownie idealny, zupełnie w moim stylu. Rozpakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, powoli się rozgaszczając. Pod wpływem impulsu zaczęłam szukać telefonu, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć. Poczułam, jak ciśnienie mi się podniosło pod wpływem narastającej paniki. W pierwszej kolejności poklepałam kieszenie spodni. Pod lewą poczułam charakterystyczny kształt. No tak, nadal trzymałam go w kieszeni, cała ja! Ale tam znajdowało się coś jeszcze - jakaś mała karteczka, zwinięta w kosteczkę. Rozwinęłam ją i pierwsze, co przykuło moją uwagę, to bardzo kunsztowne pismo...


------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To tyle na dzisiaj, mam nadzieje, że wam się podobało :)
Nie długo postaram się dodać następną :D
HeartAttack

Siemanko! ^^

No siema! Jestem Martyna. Może kilka słów o sobie.  Ujmę to krótko. Jestem szurniętą nastolatką z wielkimi marzeniami. Uwielbiam tańczyć, śpiewać i ogólnie robić wszystko, co jest związanie z muzyką. A przede wszystkim kocham One Direction. Od razu mówię, że Hazzuś jest moim ulubieńcem. :) Mam głowę pełną pomysłów i postaram się je wszystkie zrealizować. Będę pisać imagina wieloczęściowego, ale na życzenie mogę napisać krótką historyjkę o wybranym bohaterze. Mam nadzieję, że wam się spodoba :D
HeartAttack :)